No i zrobiło się smętnie...
Leje deszcz, muszę wytrzymać 4 dni bez samochodu, przygotowałam rowerek do sezonu, za 3 dni matura, a ja się nic nie uczę...
Dużo się ostatnio wydarzyło...
Przede wszystkim zakonczyłam naukę w liceum. Smutno było odchodzić...
W czwartek pożegnalna impreza. Na koniec nasz "hymn" - "Wehikuł czasu" - płakaliśmy przy tym...
"Ci wspaniali ludzie... Nie powrócą...."
Następnego dnia zakończenie, odbranie świadectw, posiadówka w barze, potem wypad do znajomej. Niestety nie obyło się bez smutnych chwil...
Dwóch znajomych pojechało wcześniej. Po jakiś 10 minutach jeden z nich dzwoni, że mieli wypadek... Wszyscy zamarliśmy... On wolno nie jeździ... No to wszyscy do samochodów i jedziemy do nich. Na szczęście to była zwykła stłuczka i nic się nikomu nie stało... Ale co przeżyliśmy, to przeżyliśmy... Ochłonęłam dopiero jak dotarłam do domu... Za dużo emocji jak na jeden dzień.
Wieczorem imprezka. Wypiłam dość dużo, mam pewne luki, ale najważniejsze, że na wesoło.
Dziś cały dzień na lotnisku. Kolejny dzień na ziemi. Sprzątaliśmy hangar, pograliśmy w siatkę. Ogólnie było sympatycznie.
Gdzieś w międzyczasie nie wytrzymałam i odezwałam się pierwsza... Wysłałam mu kilka słów z naszej pierwszej wspólnej piosenki..
"Tam gdzie jesteś pewnie jest dzień..."
po jakimś czasie odpowiedź:
"Paula, dla mnie od pewnego czasu jest noc... Rozstrzygają się życiowe dla mnie sprawy... Po weekendzie wszystko wróci do normy..."
Czyli jak zwykle... Pewnie problemy z żonką... Nie czuję się winna. To on wybrał takie życie.
Ogólnie nastrój średni. Nie jest tragicznie, ale mogłoby być lepiej.
Zauważyłam, że trochę więcej ostatnio ryzykuję. Ale w granicach normy.
"Dziś się żyje, jutro się umiera. Ale zawsze - żyje się siłą 100 koni..."
To moje motto ostatnimi czasy... Sprawdza się. Przy szybkiej jeździe zapominam o wszystkim.
A dziś dodatkowo, jako bonus, pojeździłam sobie BMW 525 znajomej... Fajny sprzęcik...
Czekam tylko na przypływ jakiejś większej gotówki i kupuję sobie motocykl...
Zrobiłam sobie sama szablon... Chciałam, żeby to było coś wyjątkowego... Będzie wkrótce... Jak go doprowadzę do porządku;)
Umyłam dziś samochód, wywoskowałam go i wogóle.
Umówiłam się z lakiernikiem.
Pojeździłam sobie trochę na ścigaczu.
Dzień zaliczam do udanych. Tylko on się nadal nie odzywa...
Cale popoludnie dzis szukalam szablonu na bloga, ale nie znalazlam nic powalajacego na kolana...
Chcialam dzis kupic sobie nowe perfumy (on i tak by pewnie tego nie zauwazyl), ale zaden zapach nie wydawal sie na tyle interesujacy, abym mogla go kupic... Wyszlam ze smyslami pelnymi nowych zapachow i calkowicie zdezorientowanym nosem...
Szukalam nowej bielizny... (ciagle mysle jak on zareaguje na nowa rzecz), ale zadna mi sie nie spodobala... Nie byla wystarczajaco... Wlasnie nie wiem jaka... Wiem czego szukam, ale nie potrafie tego okreslic...
Ogladalam tez buty (zawsze poprawiaja mi humor) ale zadne nie byly dla mnie..
Wogole mam dzien na "nie"... Moze to z powodu okresu? Albo nie wiem...
Wojownik sie nie odzywa.... Wczoraj mu napisalam:
i tak nasza rozmowa pewnie bedzie taka jak zwykle... ale przyzwyczailam sie juz... tak jak Ty do tego, ze Cie o cos oskarzam lub wypominam. Przyzwyczailam sie do tych stosunkow ktore teraz miedzy nami panuja... Zimno jest i tyle... Do kiedyś tam...
I teraz czekam... Nie wiem na co, ale czekam... Powstrzymuje sie zeby sie nie odezwac...
Kurwicy powoli dostaje...
No i zima nastala w moich kontaktach z Wojowikiem... Nie ma juz czegos takiego jak kiedys... Czekalam na kazdy wieczor, zeby moc z nim porozmawiac...
Odkad zaczelismy sypiac ze soba zauwazylam u niego rutyne... Moge przewidziec co powie w danej chwili lub jak zareaguje na moje marudzenie...
Chyba czas cos zmienic... Potrzebuje odmiany w swoim nudnym zyciu. Potrzebuje odizolowania od Wojownika, bo im dluzej to bedzie trwalo tym trudniej pozniej bedzie mi sie od niego uwolnic...