Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic
Ze śmierci drwi, w twarz życiu się śmieje
Drogę do nieba skraca, przestrzeń ma za nic
Smutek mu z czoła pęd zwieje.
Jak równo silnik gra, jak śmiało śmigło tnie
Już ginie pośród chmur najśmielszych orłów niebotyczny ślad
Nie straszny mrok i mgła, nie straszny wiatr, co dmie
Jesteśmy od Ikara mędrsi o tysiące lat.
Rodzice, ba, cała moja rodzina wyjechała wczoraj na wesele w góry, a ja zostałam sama... Jutro wyjeżdżam, pakuję się i wyjeżdżam. Tata się smuci, że nie jest przy mnie w takiej chwili... Nawet nie będę miała się z kim pożegnać. Smutne to jest... Ale cóż poradzić, lajf is brutal.
Wczoraj mała imprezka pożegnalna ze znajomkami. Muszę doprowadzić dom do jako-takiego stanu i wytrzeźwieć w końcu.
Bo łeb mnie napierdala okrutnie...
Jeszcze troszeczkę i wyjeżdżam... Będzie dobrze. Musi być. Tatuś powiedział, że jest mu smutno, że wyjeżdżam, ale on jest silny i poradzi sobie.
Mam już prawie wszystko, co do nowego mieszkania jest mi potrzebne. Będzie dobrze.
Szkolenie już prawie załatwione. Tylko teraz trzeba się wyrobić do czerwca i egzaminy zdać... Ale będzie dobrze!
Do dupy.
Ktoś coś powiedział za dużo, ktoś niedopowiedział, ktoś zawiódł, ktoś nie dotrzymał słowa, któs zwyczajnie się nie odezwał...
Były zmartwienia, okazało się, że "nic się nie stało. nie odzywałam się, ani nie odbierałam telefonów, bo... bo tak"
A teraz zostałam sama. No zajebiście po prostu.