Niedawno wrocilam do domu po wczorajszych baletach:)
Bylo niesamowicie... Takiej dawki radosci potrzebowalam.
Mnostwo usmiechu, szczescia. Bylo karaoke, byly tance, byla zwyczajna radosc z zycia...
Wlasnie takiego wieczoru sie spodziewalam. My dwie, ich dwoch, zabawa do rana, potem goracy kubek u jednego i nieprzespana noc, a nastepnie przebazowanie do drugiego i odsypianie....
I tak po prostu. Bez zadnych zobowiazan, bez krepowania sie, bez zbednych negatywnych emocji...
Od rana siedze z dzieciakami... Ech, tak milo na duszy sie robi gdy taki maluch przyjdzie, przytuli sie... A gdy uderzy sie, wystarczy pocalowac i powiedziec, ze juz nie boli, a smutek mija i dalej sie bawi jak gdyby nigdy nic...
Dlaczego w tak zwanym "doroslym" zyciu tak sie nie da? Dlaczego bol fizyczny latwiej zniesc?
Uwielbiam dzieci... Mozna sie przy nich niesamowicie wyciszyc, a samo patrzenie na to jak spia uspokaja czlowieka jak nic innego...
Zmykam, bo moje kochanie zranilo sie w paluszek... Ide go pocalowac;)
Wojownicy światła mają zawsze w oczach osobliwy blask.
Żyją na świecie, stanowią część życia innych ludzi, rozpoczęli swoją ziemską podróż bez tobołków i bez sandałów.
Często bywają tchórzliwi i nie zawsze postępują tak jak trzeba.
Wojownicy światła cierpią z powodu nieważnych spraw, bywają małoduszni, czasem uważają, że nigdy nie uda im się dorosnąć, albo sądzą, że nie są godni błogosławieństwa czy cudu.
Nie zawsze wiedzą, co właściwie robią na świecie i często spędzają bezsenne noce, myśląc, że ich życie nie ma wcale sensu.
Dlatego są wojownikami światła.
Ponieważ się mylą. Ponieważ zadają sobie pytania.
Ponieważ poszukują sensu i - z całą pewnością - kiedyś go odnajdą.