mieszane uczucia
Mialam mieszane uczucia. Poczawszy od oczekiwania na spotkanie, przez radosc, zdziwienie, radosc, euforie, pozadanie, skonczywszy na smutku i zalu...
- Ja dzis pozostane bierny
- Dlaczego?
- Bo jestem chory
- Dla mnie to nie jest usprawiedliwienie.
- To ja pojde teraz pod prysznic, a potem oczekauje obiecanego masazu i lekarstwa na przeziebienie. I mam ochote na frytki i piwo...
- Masz piec minut.
(wrocil po 8 i pol)
- Spozniles sie. Teraz ja bede bierna.
Grzane wino przygotowane przez niego zaczelo wibrowac w glowie... I oboje pozostalismy bierni. Lezac przytuleni do siebie. Do czasu... Zauwazylam, ze on nie zamyka oczu... Patrzyl caly czas na mnie...
- Dobrze sie czujesz?
- Yhm
- Zimno ci?
- Yhm
- Moze sie przykryjemy?
- Nie, bo wtedy usne.
To byl pierwszy raz, kiedy w pokoju panowala kompletna cisza i zapalone bylo swiatlo... Enya cos tam spiewala, ale plyta juz dawno sie skonczyla...
- Nie mam teraz ochoty ani na piwo, ani na frytki.
- Moglabym tu usnac przy tobie i spac az do rana...
- Yhm.
Oboje zaczelismy usypiac. Wtuleni w siebie. On przytulil mnie bardzo mocno, jak by nie chcial mnie juz nigdzie puscic... Nagle zerwal sie.
- Idziemy zrobic frytki.
- Coz za heroiczna decyzja.
- Gdybym polezal tak dalej, to bym usnal.
A wiec jedlismy frytki z majonezem i sluchalismy okropnie smutnej muzyki z filmu Bandyta (kolejna plyta od niego)... Byl jakis nieobecny. Caly czas gladzil moja dlon... W miedzyczasie dzwonil do swojej Ewy...
Im wiecej sie z nim spotykam, tym mniej rozumiem... On nie uzewnetrznia uczuc... Tak jak i ja...
I to "Martwie sie o ciebie" na pozegnanie... Nic juz nie rozumiem... Mam sie poddac?