szpital... paranoja!
Wlasnie wrocilam od taty... Uslyszalam kilka mocnych slow "amputacja" "martwica" "smierc"....
Jeden lekarz mowi, ze trzeba amputowac, i to wysoko, inny ze z noga jest wszystko w porzadku... Ponoc rana ladnie wyglada i sie goi...
Tata od tygodnia goraczkuje, a jak go lecza? Dostaje Pyralgine! Nik nawet nie jest zainteresowany, zeby sprawdzic skad ta goraczka... Co ciekawsze ma ja tylko po poludniu. Mial miec poprana krew na posiew, ale nalezy ja pobrac w czasie goraczki, tata goraczkuje popoludniami, a labolatorium jest czynne do 15.... Czyli nie ma jak... Istna paranoja!
Dopiero po tygodniu goraczki, a juz trzech tygodniach pobytu w szpitali zostala pobrana krew...
Tata jest oslabiony... Dzis z kolei podaja mu krew...
Jestem taka zmeczona tym wszystkim... Musze sie opiekowac mama, robic zakupy do domu, gotowac... Mama nie ma na to sily...