mosty
Długo zastanawiałam się nad tą notką. Rozstanie z B. bolało mnie bardziej, niż mogłabym przypuszczać. Bolało do tego stopnia, że chciałam się zemścić... Ale jak na razie nie zrobiłam tego. Rozmawiałam z nim jakiś czas temu i... spaliłam kolejny most. I o dziwo bardzo dobrze się z tym poczułam. Wcześniej była cisza - żadne z nas się nie odzywało. I wcale nie było mi z tym dobrze. Za to teraz czuję się wyśmienicie. Bo on miał nadzieję! Wyobrażacie sobie to? Po tym wszystkim miał jeszcze nadzieję! Powiedział że miał inny pogląd na całą sytuacje ale teraz zmienił zdanie. Odpowiedziałam, że bardzo dobrze że zmienił i że mam nadzieję, że jego żona kiedyś się dowie o tym wszystkim.
Tak oto definitywnie to zakończyłam. W mój suczy i niewyszukany sposób. I bardzo dobrze mi z tym.
A kolejny most, który miałam nadzieję, że był spalony już dawno temu nagle sobie przypomniał o mnie...
Wojownik...
Trochę rozmawialiśmy. Mieliśmy się spotkać. Trzy razy! Ale zawsze mu coś wypadało. Powiedziałam, żeby zrobił mi przysługę i więcej się ze mną nie umawiał.
i tak oto historia zatacza błędne koło....