Bez tytułu
Zauwazylam, ze ostatnio nie jestem ani wesola, ani smutna. Czuje sie jakas taka zawieszona pomiedzy tym wszystkim co mnie otacza.
Choroba taty i jego pobyt w szpitalu... Na poczatku bylo bardzo ciezko, lecz juz sie przyzwyczailam do codziennych wyjazdow. Gdybysmy nie przyjechaly z mama byloby mu bardzo smutno....
Moje rozpaczliwe poszukiwanie uczucia... Czuje potrzebe bycia z kims... A moze to tylko moj wymysl? Nie wiem, ale chyba potrzeba mi tego...
Moj sposob bycia. Moi przyjaciele i znajomi sie do tego przyzwyczaili, lecz nowo poznani ludzie moga mnie roznie odbierac. Przywiazuje zbytnia uwage do szczegolow.
Moja niecierpliwosc, ktora zawsze wszystko psuje...
Az wreszcie moje swiatelko nadzieji... Pojawil sie niedawno, ale zdazyl do siebie przyzwyczaic i stac sie kims waznym w moim zyciu. Moj Wojownik Swiatla... Moj Przyjaciel... Tylko przyjaciel... i niech tak zostanie...
Kazdego dnia pojawiaja sie na mojej drodze promyki, ktore rozswietlaja mrok otaczajacego mnie swiata. Ostatnio bylo to serduszko WOSP na pizamce taty, usmiech przypadkowego przechodnia, ktory pomogl pozbierac porozsypywane zakupy, usmiech taty, sms "spij dobrze" od Wojownika....
Zycie jest piekne pomimo wszystko!