sen...
... oboje stalismy tam i oboje bylismy samotni... Samotni wsord tego calego tlumu, ktory nas otaczal... Na chwile nasze spojrzenia sie spotkaly, aby zaraz potem znow sie zgubic... Staralismy sie dalej bawic jak obcy sobie ludzie, udawac, ze sie nie widzimy, ale wiedzialam, ze on tam jest, ze na mnie patrzy, czulam to, czulam to, jak patrzy..
Chcialam juz isc, odejsc daleko z tamtad, nie chcialam go widziec, nie chcialam z nim rozmawiac... Ale spotkalismy sie... Stanelismy naprzeciw siebie, patrzylismy sobie w oczy... Chcialam sie w niego wtulic jak dawniej, ale nie potrafilam juz, nie chcialam, nie moglam... On chcial tego samego, ale dobrze wiedzial, ze tak nie mozna, juz nie...
Chcialam sie odwrocic i odejsc, on wyciagnal niesmialo dlon, potem druga... Ujal tak moja twarz i patrzyl mi prosto w oczy.. Nic nie mowilismy... Wyciagnelam reke, poglaskalam go po wlosach... Byly jak zawsze miekkie.. Tak jak kiedys...
- nie...
-....
Zlapalam go obiema rekami, pocalowalam w czolo...
-zegnaj...
-...
Obudzilam sie... Jak to dobrze, ze to byl tylko sen.... Niemily sen...
P.S. Tata jutro ma operacje...