po sobocie
I po imprezie...
Nie bylo zle, choc mialam wrazenie, ze niektorzy po prostu nie mieli ochoty na zabawe, ale ostatecznie sie rozkrecilo...
Poznalam dwoch bardzo pozytywnych ludzi:) Troche wypilam (dosc sporo), posmialismy sie i wogole;) Choc ani do przodu, ani do tylu z T... Nadal jestesmy po prostu kumplami. Najlepsze bylo to, ze o 3 w nocy wszyscy sie rozjechali, a ja zostalam z nim sama (i jego psem, ktory wczesniej mnie ugryzl:/). Poczulam sie smiesznie. Bylismy jak stare malzenstwo sprzatajace po imprezie... On narzekal, ja sluchalam, obgadalismy wszystkich i poszlismy spac...
Rano zrobilam dla nas kawe, wypilismy ja przed telewizorem i pojechalismy do miasta. Ja do domu, on po swoja rodzicielke..
Zobaczymy... ;)