szpital...
Kolejna 'wycieczka' do szpitala...
Pan z podbitym okiem i zagipsowana polowa ciala, lezacy na korytarzu, bo miejsc brak...
Krzyczacy pan na sali numer 10 - rodzina sie go zrzekla...
Pan, ktory mowil do mnie 'pani Zosiu', pytal kiedy odjezdza samochod do Krasnika i co porabia jego brat - chcial zeby go rozpiac z pasow... Wyrwal sobie welfron a poprzedniego dnia wypil mocz...
Pani, ktora caly czas plakala, bo corka powiedziala jej, ze jest stara prukwa...
Moj wujek, ktory jutro ma operacje. Wycinaja mu raka. Nad wyraz wesoly i usmiechniety. Oczy puste...
Pielegniarki, ktore na nic nie zwracaja uwagi....
I to wszystko w zwyczajnym szpitalu...
Strach pomyslec, ze juz niedlugo moj tata tam trafi...
P.S. Starszy Pan o ktorym pisalam w mojej poprzedniej notce 'szpitalnej' zmarl. Rodzina go wogole nie odwiedzala, staruszek plakal, zostal przeniesiony na intensywna terapie. Zmarl 4 dni pozniej...