ustalenia....
To, ze nie bede tesknic bylo oczywiscie oklamywaniem samej siebie...
Rozmawialam dzis z nim. I bardzo mi ta rozmowa pomogla. Nie uslyszalam, ze mam sobie pojsc, ze juz nie chce mnie znac. A dowiedzialam sie, ze nie chce mnie skrzywdzic i tak samo jak ja boi sie tego. Boi sie, ze zniszczy mi zycie (bo jest za stary). Boi sie, ze zlamie mi serce i ze ja moge jemu zrobic to samo...
Ja sie boje, ze sie zakocham. Ale coz... Lepiej zalowac czegos, co sie zrobilo, niz, ze cos mi przemknelo obok nosa...
Ustalilismy. Zostajemy przyjaciolmi, ktorzy od czasu do czasu beda sie budzic obok siebie, ktorzy beda sie razem upijac i ogladac gwiazdy....
Nie wiem czy bedzie dobrze... Wiem, ze dzieki temu, ze powiedzialam, co mi ciazylo na sercu, zrobilo mi sie lepiej. Choc na chwile...
A teraz ide snic o Niebie... Moim i Jego...